Frankie aka BIG BOSS           specjalizacja: kredyty frankowe

   Rafał wziął kredyt frankowy i kupił mieszkanie, w którym zamierzał zamieszkać z narzeczoną i ich wspólnym dzieckiem. Kwota kredytu w złotówkach wynosiła 269 720 zł i miał ją zwrócić w ciągu 30 lat.

 

Początkowo wszystko układało się dobrze: rodzina przeprowadziła się do nowego mieszkania, a Rafał spłacał kredyt po ok. 1200 zł miesięcznie. Niestety, pojawiły się problemy. Dziecko Rafała zachorowało, małżeństwo rozpadło się, a Rafał na jakiś czas stracił pracę.

Jakby tego było mało, kurs franka znacznie wzrósł, przez co rata kredytu wynosiła już ok. 1800 zł.

Rafał, choć zapłacił już bankowi prawie 80 000 zł, nie był w stanie dalej płacić. Próbował porozumieć z bankiem, ale bezskutecznie. Bank wypowiedział mu umowę z powodu zaległości i zażądał spłaty pozostałej części kredytu w kwocie 390 000 zł! Nawet gdyby Rafał sprzedał mieszkanie, zostałoby mu do spłaty jeszcze ponad 100 000 zł. Sprawa trafiła do sądu.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Rafał przeczytał w internecie, że w podobnych sytuacjach z bankiem można walczyć. Żeby dowiedzieć się dokładnie, jak to zrobić, zwrócił się do specjalistów – nie chciał drugi raz popełnić błędu ani znowu dać się oszukać. Opłaciło się to. Sąd oddalił pozew banku, bo uznał, że umowa kredytowa była nieważna.

 

 

     Adam i jego żona uznali, że zakup mieszkania za kredyt frankowy to w ich sytuacji najlepsze rozwiązanie. Pożyczyli od banku ok. 520 000 zł, które mieli spłacić po 28 latach. Raty regulowali zawsze w terminie – nawet wtedy, gdy ich wysokość wzrosła z 3350 zł do prawie 5200 zł. Gdy mieli spłacone już prawie 180 000 zł, bank wypowiedział im umowę i zażądał natychmiastowej spłaty reszty zadłużenia, która według jego wyliczeń wynosiła… prawie 830 000 zł.

Jako przyczynę wypowiedzenia umowy bank podał fakt ogłoszenia przez żonę Adama upadłości konsumenckiej. Na nic zdały się argumenty o braku opóźnień i zaległości. Kiedy żądana kwota nie została zapłacona, bank sprzedał swoją wierzytelność, a do Adama i jego żony zgłosiła się firma windykacyjna. Wezwała ich do zapłaty kwoty ponad 1 400 000 zł, grożąc, że pozbawi ich mieszkania – korzystając z ustanowionej hipoteki.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:


Wystarczyło jedno pismo specjalistów, aby żądana przez firmę windykacyjną kwota spadła

o ponad 500 000 zł. Ale Adam i jego żona wiedzieli już, że mogą walczyć o więcej.

Po tym, jak zostali potraktowani przez bank, zdecydowali się na proces sądowy,

który miał im pozwolić zaoszczędzić kolejne kilkaset tysięcy.

 

  Rollo Tosieda           specjalizacja: pozyskiwanie klientów oraz zawieranie z nimi umów

  Wiktoria dostała od rodziców mieszkanie, które, w związku z przeprowadzką do innego miasta, zdecydowała się sprzedać. Część pieniędzy przeznaczyła na zakup innego mieszkania, a część postanowiła zainwestować.

Była realistką i nie oczekiwała nie wiadomo jakich zysków. Liczyła tylko, że za jakieś 20 lat pieniądze z inwestycji pozwolą jej kupić mieszkanie dla dziecka i w ten sposób będzie mogła pomóc mu tak, jak rodzice pomogli jej.

 

Przedstawiciel instytucji finansowej zaproponował polisolokatę. Pokazał wykresy, wyliczenia, zapewnił, że jej pieniądze będą inwestowane bezpiecznie, a jednocześnie skutecznie - przez najlepszych specjalistów. Wiktoria oceniła, że nawet jeśli obietnice przedstawiciela sprawdzą się tylko połowicznie, uda jej się zrealizować plan.

 

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wpłacona przez nią kwota nie tylko nie rosła, ale wręcz przeciwnie - regularnie się zmniejszała. Okazało się bowiem, że chociaż decyzje inwestycyjne instytucji finansowej były błędne, instytucja cały czas pobierała swoje wynagrodzenie. Jej przedstawiciel przestał odbierać od Wiktorii telefony (choć przed zawarciem umowy odbierał zawsze po pierwszym sygnale), a wkrótce okazało się, że już tam nie pracuje.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Wiktoria powiedziała „DOŚĆ!” - nie zamierzała się na to godzić. Dowiedziała się od specjalistów, że nie ona jedna dała się nabrać, a wielu z poszkodowanych zdecydowało się walczyć z instytucją finansową w sądzie. I wygrało. Wiktoria zrozumiała, że musi zrobić to samo.

 

 

   Marek zdecydował się kupić mieszkanie na wynajem. Wyliczył, że czynsz, który może otrzymywać od najemcy, pozwoli mu spłacać zaciągnięty na ten cel kredyt frankowy, a w przyszłości, po spłacie kredytu, będzie finansowym zabezpieczeniem jego emerytury.

Podpisując umowę, zwrócił uwagę, że jest w niej zapis, informujący o ryzyku walutowym. Gdy poprosił przedstawiciela banku o wyjaśnienie tej kwestii, usłyszał, że „ta wzmianka to tylko formalność, bo frank szwajcarski jest najstabilniejszą walutą świata, a Szwajcarzy nie pozwolą sobie na istotne zmiany jego kursu”.

 

Niestety, 15 stycznia 2015 r. kurs franka szwajcarskiego względem złotego wzrósł do 5,14, chociaż jeszcze rano tego dnia za jednego franka trzeba było zapłacić 3,54 zł. Choć później frank staniał, już nigdy nie kosztował tak mało, jak przed tym dniem. Wysokość raty Marka wzrosła o kilkaset złotych, a wartość zadłużenia nawet o ponad 100 000 zł w porównaniu ze stanem początkowym. Marek poczuł się oszukany.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Marek starał się porozumieć z bankiem i znaleźć kompromis. Ale bank nie był tym zainteresowany, dając mu do zrozumienia, że powinien był wiedzieć, na co się zdecydował. Pomógł mu dopiero sąd i specjaliści, którym powierzył swoją sprawę.

 

 

  Ula Klauz           specjalizacja: klauzule abuzywne

  Młodzi małżonkowie, Maciej i Ania, wzięli wraz z rodzicami Macieja kredyt na swoje pierwsze mieszkanie. Wybrali kredyt frankowy, ponieważ oprocentowanie i przewidywana rata były zdecydowanie niższe niż w przypadku kredytów złotówkowych. Przez kilka lat rzetelnie spłacali kredyt, nie zwracając szczególnej uwagi na to, w jaki sposób bank przelicza wysokość kolejnych rat na złotówki. Byli bowiem przekonani, że bank to instytucja, której można w pełni zaufać.

Jednak gdy w styczniu 2015 r. kurs franka znacząco wzrósł, okazało się, że nawet przy wsparciu rodziców Macieja, z trudem wygospodarowują z domowego budżetu pieniądze na spłatę kredytu. Ale najbardziej niepokojące było to, że nie tylko nie byli w stanie przewidzieć, jaka będzie wysokość następnej raty, ale nawet nie wiedzieli, w jaki sposób zostanie ona ustalona.

Wtedy zrozumieli, że byli zbyt naiwni, a przez ich naiwność bank mógł decydować o wszystkim.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Za namową znajomych (którzy mieli podobny problem) Maciej i Ania zwrócili się o pomoc do specjalistów. To od nich dowiedzieli się, że ich umowa kredytowa zawiera niedopuszczalne postanowienia - klauzulę abuzywną, bo nie może być tak, że jedna ze stron umowy samodzielnie decyduje o tym, ile druga strona ma jej zapłacić. Zdecydowali się walczyć w sądzie o unieważnienie umowy kredytowej. Opłaciło się.

 

 

  Max Haratch          specjalizacja: prowizje, opłaty przygotowawcze, opłaty likwidacyjne

   Ewa pilnie potrzebowała gotówki. Postanowiła więc pożyczyć 6000 zł w znanej instytucji finansowej. Zaakceptowała zaproponowane oprocentowanie 10% rocznie, bo zamierzała zwrócić pieniądze po 12 miesiącach. Jednak gdy przyszło do spłaty okazało się, że musi zwrócić… prawie 13 000 zł.

Dlaczego?

Niestety, nie doczytała, że wraz z pożyczką i oprocentowaniem ma do zapłaty także prowizję 6000 zł, czyli dokładnie tyle, ile wynosiła pożyczka! Ponieważ nie była w stanie tego zrobić, instytucja finansowa pozwała ją do sądu, a sąd wydał nakaz zapłaty, w którym obciążona została kosztami związanymi z procedurą sądową w wysokości prawie 2500 zł. Stanęła więc przed wyborem: albo bronić się w sądzie, narażając na kolejne koszty albo się poddać i narazić na egzekucję komorniczą.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Ewa postanowiła podjąć walkę z instytucją finansową, korzystając z pomocy specjalistów. I opłaciło się. Sąd oddalił powództwo w zakresie prawie całej prowizji. Uznał bowiem, że klauzula, którą ją przewidywała, była abuzywna. Dzięki temu Ewa nie musiała także ponosić niemal wszystkich kosztów sprawy sądowej. Zaoszczędziła w ten sposób około 7000 zł i uniknęła interwencji komornika.

 

 

   Adam chciał zapewnić sobie spokojną starość. Zdecydował się więc na polisolokatę. Przez 30 lat miał co miesiąc wpłacać 500 zł znanej instytucji finansowej, a ta miała jego pieniądze pomnażać, bezpiecznie je inwestując. Przedstawiciel instytucji oczywiście zapewniał, że roczny zysk wyniesie nie mniej niż 9% i że są to tylko ostrożne szacunki, bo w rzeczywistości zysk ten może średnio wynieść nawet 12-15%.

Obiecał też, że w każdej chwili będzie można z inwestycji zrezygnować i wypłacić pieniądze, pomniejszone jedynie o pewne koszty poniesione przez instytucję finansową. Po półtora roku systematycznego oszczędzania zorientował się, że wpłacana kwota nie tylko nie rośnie, ale wręcz maleje. Dlatego Adam zdecydował się zrezygnować z polisolokaty. Wtedy jednak okazało się, że musi zapłacić tzw. opłatę likwidacyjną w wysokości… 100% kwoty, którą chciał wypłacić!

Stanął więc przed absurdalnym wyborem: albo zrezygnuje z polisolokaty i straci wszystkie wpłacone do tej pory pieniądze albo będzie ją kontynuować, płacąc dalej 500 zł miesięcznie i patrząc, jak wartość jego oszczędności cały czas spada.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Adam poszedł po radę do specjalistów. Z ich pomocą rozwiązał umowę z instytucją finansową i odzyskał prawie całą kwotę, która pozostała na jego koncie. Co ważne, żeby postawić na swoim, nie musiał nawet występować do sądu.

 

 

  Herr Doktor          specjalizacja: polisolokaty

   Leszek pierwszy raz usłyszał o polisolokatach, kiedy szukał sposobu na mało ryzykowną inwestycję, zabezpieczającą jego i rodzinę na wypadek losowego nieszczęścia. Od przedstawiciela towarzystwa ubezpieczeniowego, który przedstawił mu ofertę, usłyszał o samych zaletach produktu: wysoka stopa zwrotu i wysoki poziom bezpieczeństwa, a przy tym znaczne ograniczenie opodatkowania zysku.

Zawarł więc umowę i regularnie opłacał składki, będąc pewien, że nie mógł wybrać lepiej. Po jakimś czasie zorientował się, że popełnił błąd, a przedstawiciel towarzystwa ubezpieczeniowego nie uprzedził go o możliwych trudnościach związanych z wcześniejszym rozwiązaniem umowy, wysokich opłatach likwidacyjnych, a także o tym, że gdy nieszczęście rzeczywiście mu się przytrafi, to tak naprawdę dostanie tylko tyle… ile sam wpłacił.

 

I tak znalazł się w pułapce. Mógł rozwiązać umowę i stracić większość oszczędności albo przez kolejne lata dalej płacić składki ze świadomością, że nic mu to nie da.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Leszek uznał, że nie pozwoli się dalej oszukiwać, a w walce z wielkim towarzystwem ubezpieczeniowym wcale nie musi być sam. Zwrócił się do specjalistów i wraz z nimi przekonał sąd, że umowa polisolokaty była w całości sprzeczna z prawem. Sąd nakazał zakładowi ubezpieczeń oddać mu wszystkie zapłacone składki.

 

 

  Mały Drook           specjalizacja: ubezpieczenia niskiego wkładu własnego

   Jacek kupił mieszkanie za kredyt frankowy. Podczas zawierania umowy kredytowej, bank zażądał od niego ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Miał zapłacić składkę ubezpieczeniową tylko za pierwsze 36 miesięcy ubezpieczenia, a po tym czasie nie ponosić już żadnych dodatkowych kosztów.

Niestety, ponieważ kurs franka znacząco wzrósł (a więc zadłużenie kredytowe Jacka nie spadło tak, jak zakładał bank), bank domagał się od Jacka, aby ten w dalszym ciągu płacił składkę ubezpieczeniową. Jacek przez kilka lat to robił, ale w końcu uznał, że nie tak się umawiał z bankiem i nie zamierza płacić w nieskończoność, nie wiedząc nawet, ile bank zażąda od niego kolejnym razem.

Jednak kiedy skontaktował się z bankiem, usłyszał, że jeżeli nie będzie płacił, to bank wypowie mu umowę kredytową. W ten prosty sposób Jacek znalazł w potrzasku.

 

   Decyzja o tym, żeby wydostać się z opresyjnej sytuacji, spowodowała że:

 

Jacek zdecydował się rzucić wyzwanie bankowi. Dzięki swojej determinacji i wsparciu specjalistów wygrał sprawę w sądzie, a bank został zmuszony do zwrócenia mu niemal wszystkich składek ubezpieczeniowych, które wcześniej zapłacił.

Organizatorem kampanii informacyjnej jest AIR sp. z o.o. Projekt powstaje jako wynik współpracy merytorycznej z kancelariami adwokackimi.

© 2021. ALL RIGHTS RESERVED